OD „POLSKI BANKSY” PO PLAGIAT CZYLI JAK MEDIA W POLSCE OPISUJĄ STREET ART

Kilka dni temu na portalu gazeta.pl pojawiła się publikacja: Ostatnia Wieczerza zamiast zakazu wjazdu. Nietypowy street-art na Mokotowie

 Ciężko mówić, że jest  tam jakiś głębszy tekst. Chwilę później jednak informacja znalazła się na onecie, gdzie dodano kilka zdań. Między innymi takie perełki:  Artysta momentalnie został zauważony przez twórców strony Street Art Globe, obserwowanej na Facebooku przez ponad 4 mln fanów street artu. Post ze zdjęciem mokotowskiej „Ostatniej Wieczerzy” zebrał ponad 9 tys. polubień i 2 tys. udostępnień. Czy w Warszawie objawił się właśnie „polski Banksy”? Oczywiście znamienne jest określenie „polski Banksy”, którym raczeni byli już : m-city, Nespoon, którą dodatkowo określano Banksym w spódnicy, Swanski i zapewne każda osoba, którą trzeba było jeszcze w jakiś sposób zrozumiały dla odbiorcy określić i dać przestrzeń do zrozumienia i skojarzenia.  W przypadku realizacji z Narbutta ciekawe jest to, że ani onet ani póżniej GW nie zrobili nic żebym określić autora pracy, co w sumie nie jest zbyt skomplikowane. Zrobił to TVN Warszawa, który nie tylko dotarł do Włocha, ale nawet zamieścił z nim krótką rozmowę. Oczywiście, w żaden sposób nie wpłynęło to na teksty zamieszczone na  gazeta.pl i onet.  W sumie poklikało się więc nikt już nie będzie robił korekty. 

W tym wszystkim najsmutniejsze jest to, że samo zjawisko w Polsce jest wciąż opisywane w banalny i infantylny sposób. Zwracają na siebie uwagę prace krzykliwe, murale reklamowe, albo jak w powyższym przypadku plagiaty. I w sumie nikt się tym nie przejmuje. Vlepvnet, Waras, Brain Damage Gallery,  wkładali przez lata wiele ciężkiej pracy żeby podnieść poziom świadomości względem zjawiska, które jest na świecie istotną siłą kreatywną i nurtem w sztuce współczesnej. Niestety zamiast efektów tego wciąż mamy ignorowanie przez instytucje kultury, galerie głównego nurtu i pojawiających się w mediach „polskich Banksych”, a na kanapach w programach śniadaniowych rozmowy o tym, czy street art to już sztuka czy nie i czym się różni od graffiti- tak jakby czas się zatrzymał na 2011….Czy jest szansa, że doczekamy się podniesienia poziomu dyskusji? Zdaję sobie sprawę, że siłą street artu był i wciąż jest  jego demokratyczny charakter, powszechność i brak zadęcia. Ale przecież ten nurt przez lata się rozwinął, jest wielopoziomowy, artyści, a przynajmniej część z nich sie rozwinęła (niektórzy stoją w miejscu, albo robią kilka kroków do tyłu), ale jednak ten mityczny zachód ich dostrzegł.  Czemu dziennikarz onetu, czy gazety nie może napisać „kolejny Sainer”, skoro wiemy, że nie napisze „Kolejny m-city”. Przecież nasi artyści odnieśli komercyjne sukcesy w galeriach Londynu i Paryża (Tone, Etam Cru), Los Angeles (m-city), Tokio (Nawer), a przecież wymieniamy tylko jakiś ułamek tego zjawiska.  Absolutnie nie twierdzę, że nasza scenka jest wyjątkowa bo taka nie jest. Jezeli jest w niej coś wyjątkowego to praktycznie całkowity brak komentowania sytuacji społeczno politycznej, jedynie robili to m-city, Fuss, Zbiok. Nie wytrzymujemy tu absolutnie porównania z Włochami czy Hiszpanami, ale jednak mamy artystów, którzy odnoszą sukcesy- tylko też konsekwentnie o nich milczymy. I na koniec dnia wydarzeniem jest naklejka na znaku drogowym, będąca plagiatem i to oczekiwanie na „polskiego Banksyego”…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *