Dzisiejsza Wyborcza grzmi „Mural włoskiego artysty Blu zamalowany w trakcie remontu kamienicy przy Kantaka”. To prawda, mural zniknął pod świeżą farbą.
Pare lat temu Blu zostawił po sobie kilka prac. We Wrocławiu, Warszawie, Krakowie i Gdańsku. Ten w Krakowie został lekko zabudowany i nie ma dziś już odejścia ani perspektywy. W Gdańsku, na terenach stoczniowych, zniknął bardzo szybko. Zresztą była to animacja poklatkowa na jednej z hal. Dziś nie ma śladu nawet po tym miejscu. Cały teren został wyburzony. W Warszawie mural został obroniony. Ale tutaj wydaje mi się, że bardziej chodziło o walkę z reklamą wielkoformatową. A autor muralu był doskonałym obiektem medialnym do powiedzenia o tym.
Znikające murale nie dziwią samych twórców. Umówmy się, że prawie żaden mural nie został wykonany zgodnie z technikami malarskimi i tak zwanymi kartami produktów, gdzie producent dokładnie określa idealne warunki dla farby. Murale powstawały najczęściej na nieremontowanych, odpadających tynkach. To po prostu nie ma szansy przetrwać dłuższego czasu. Wszelkiego rodzaju zacieki, rozcieńczenia farby wodą, niezgodnie z instrukcją spowodują powolne zanikanie muralu.
Kiedyś uczestniczyłem w konferencji w Barcelonie gdzie wykład miała osoba zajmująca się profesjonalnie restaurowaniem murali. Oczywiście w większości przypadków nie ma na co liczyć na taką usługę. Przekracza ona koszty powstania samego muralu. Ale na pewno jest to branża, która ma przyszłość.
Tylko czy tak naprawdę potrzebujemy tych podniszczonych murali. Większość z nas i tak ogląda ściany przewijając FB lub Insta. Nawet nie mamy świadomości, że spora część z nich wygląda już inaczej